wtorek, 7 maja 2013

16. Skrawki przeszłości cz. 1. Wspomnienia Adriana Marmouget

- Naprawdę nie ma innego sposobu na przedostanie się z Hogwartu do Londynu niż podróż świstoklikiem?

 Juliette, wciąż zajęta pakowaniem własnego bagażu, wzniosła ku mnie swoje złote oczy. lśniące od rozbawienia.

- Caroline – odpowiedziała spokojnie, wertując od niechcenia stary numer „Proroka Codziennego” – profesor McGonagall wyraźnie zarządziła, że ty, ja i parę innych osób z naszego roku przeniesiemy się na dworzec King's Cross za pomocą świstoklika.

- A nie można by wrócić pociągiem? – Dalej uparcie szukałam jakiejkolwiek deski ratunku. – Mimo tego incydentu z Malfoyem niezwykle miło wspominam swoją pierwszą tego typu podróż i myślę, że nawet lepiej by było...

- Już dosyć, Caroline – przyjaciółka, wyraźnie już zmęczona moim narzekaniem, ucięła potok słów wypływający z moich ust jednym szybkim machnięciem ręki. – Jest jak jest i tego nie zmienisz. Chcesz negocjować zasady obowiązujące w tej szkole? To, niestety, nie ze mną. – Dziewczyna z zadowoleniem zatrzasnęła wieko swojego kufra, po raz kolejny obdarzając mnie krótkim spojrzeniem. – Tak właściwie, to w czym ci przeszkadzają świstokliki?

 Zagryzłam zdenerwowana dolną wargę, szukając w swojej głowie najlepszego wytłumaczenia na mój strach przed tym właśnie środkiem transportu. Tak naprawdę to nie było żadnego konkretnego powodu – po prostu tego nie lubiłam i już. Każda moja tego typu podróż kończyła się silnymi, kilkugodzinnymi mdłościami i znacznie dłuższymi huśtawkami nastrojów.

- Wybacz – burknęłam, nie chcąc już drążyć tego tematu – jestem po prostu niewyspana. W dodatku nie mam pojęcia, dlaczego moi... moi rodzice chcą zostać na święta w jakimś mugolskim hotelu w Londynie, zamiast wrócić do Tulon...

- À propos twojego niewyspania... Możesz mi wyjaśnić, co właściwie stało się w nocy? Próbowałam sama znaleźć jakieś logiczne wytłumaczenie dla tego wszystkiego, ale nic mi nie może przyjść do głowy.

 Odwróciłam wzrok w stronę okna, obserwując ukryte pod śnieżnym dywanem błonia Hogwartu i gałęzie drzew pokryte białymi czapami. Dostrzegłam nawet grupkę pierwszoroczniaków, którzy zapewne mieli spędzić święta w szkole i postanowili uczcić pierwszy dzień wolny od lekcji wielką bitwą na śnieżki.

 W tym właśnie momencie zapragnęłam być jednym z tych dzieciaków – wolną, bez żadnych zmartwień i chorych, ktoś mógłby powiedzieć, że wyssanych z małego palca, snów nastolatką.

 Jak niby miałam wyjaśnić Juliette te wszystkie zdarzenia, które nastały poprzedniej nocy? Mój mrożący krew w żyłach sen. Ten przeraźliwy krzyk. Jęk, który, dam sobie rękę uciąć, należał do mojego brata. I to, że zaledwie kilka minut po moim gwałtownym przebudzeniu do naszego dormotorium, bez żadnego ostrzeżenia, wpadła profesor McGonagall zabierając ze sobą zupełnie zdezorientowaną i zaspaną Ginny.

- Pani profesor – szepnęłam praktycznie bezgłośnie – Harry... Czy jemu nic...

 Zaskoczone spojrzenie nauczycielki sprawiło, że nie dane mi było skończyć. Nie otrzymałam nawet zdawkowej odpowiedzi na moje niedokończone pytanie, gdyż profesor pospiesznie wyprowadziła młodą Weasley z naszego pokoju, uprzednio prosząc nas o spakowanie wszystkich jej rzeczy.

 Gdy rano po śniadaniu wraz z Juliette wróciłyśmy do dormitorium, bagaży naszej rudowłosej przyjaciółki nie było już w pomieszczeniu.

- Miałam zły sen. Znowu – odpowiedziałam lakonicznie, nie odrywając wzroku od widoków za oknem. – Powinnaś się do tego już przyzwyczaić. Jeżeli chodzi ci o Ginny, to nie mam zielonego pojęcia o tym, co z nią jest, gdzie jest i...

- Wróciła do domu.

 Jedno krótkie zdanie wypowiedziane przez przyjaciółkę sprawiło, że w mig pierwszoroczniaki rzucające się śniegiem przestały mnie interesować. Z zaskoczeniem odwróciłam się i pytająco spojrzałam na Juliette.

- Rozmawiałam z McGonagall – odpowiedziała na moje nieme pytanie, lekko wzruszając przy tym ramionami. – Nie dowiedziałam się zbyt wiele. Tylko tyle, że jakieś bardzo ważne sprawy rodzinne skłoniły ją i wszystkich jej braci do szybszego opuszczenia Hogwartu. Wysłałam jej już sowę. Miejmy nadzieję, że niebawem odpisze i co nieco chociaż wyjaśni...

 Odpowiedź przyjaciółki skwitowałam skinieniem głowy. Nerwowo skubiąc frędzle swojego kolorowego, wełnianego sweterka usiłowałam sobie przypomnieć, czy w Wielkiej Sali dostrzegłam dzisiaj sylwetkę Harry'ego.

 Przez chwilę rozważałam w głowie pomysł zapytania się czarnowłosej o obecność brata na terenie zamku, jednak, bojąc się o powrót do wątku niedawnego snu, zrezygnowałam z tego planu.

 Tok myśli cicho przepływających przez mój umysł przerwał nieznośny dźwięk przesuwanego po podłodze, ciężkiego kufra. Gdy rozdrażniona spojrzałam na przyjaciółkę z wyrzutem, ta jak gdyby nic odpowiedziała mi szerokim uśmiechem.

- Teraz nasza kolej, Caroline. Zaczynamy święta!

~*~
 Nie miałam pojęcia, jakim cudem znalazłam się przed głównym wejściem na dworzec King's Cross. Ostatnie co pamiętam to rozbawienie własnych rówieśników obserwujących, jak z miną męczennicy dotykam starej puszki służącej nam jako świstoklik.

 Z westchnieniem spojrzałam na zakręt, za którym pięć minut temu zniknęła moja współmieszkanka, tłumacząc się uprzednio, że nie może spóźnić się na autobus. 

 Gdy zaskoczona zapytałam się jej, od kiedy to korzysta z mugolskich środków transportu, odpowiedziała mi jednie pospiesznym „to długa historia”, po czym upewniwszy się, że na sto procent zostanę odebrana przez moich opiekunów oraz złożywszy mi po raz milion pierwszy kolejną wersję świątecznych życzeń, oddaliła się w znanym tylko jej kierunku tak samo, jak przed nią zrobiły to inne towarzyszące nam czternastolatki.

 Lara i Adrian napisali mi w ostatnim liście, bym czekała na nich tuż przed dworcem. Nie mogąc dostrzec ich sylwetek wśród tłumu zupełnie obcych mi ludzi, poczęłam studiować szare, nieprzejrzyste niebo, kierując znudzony wzrok na jeszcze bardziej szare budynki mugolskich mieszkań, sklepów i innych ośrodków pracy, po czym spoglądając na najbardziej szare ulice i chodniki, po których przemieszczały się tłumy ludzi niezbyt wyróżniający się czy to humorem, czy ubiorem od otaczającej ich, monotonnego okolicy.

 W przeciwieństwie do błoni w Hogwarcie, w Londynie nie było ani garstki śniegu. Za to z nieba delikatnie padał drobny deszczyk, przy którym nie wiadomo czy lepszym rozwiązaniem było otwarcie parasola, czy narzucenie sobie na głowę pierwszej lepszej plastikowej torby.

 Z braku lepszego zajęcia, postanowiłam trochę podrażnić własne nerwy, unosząc ku szaremu sklepieniu twarz i pozwalając, by malutkie niczym ziarenka piasku kropelki wody w wolnym tempie opadały i zwilżały mój nos, wysuszone usta i mimowolnie opadające ze zmęczenia powieki.

 Nagle poczułam jak para męskich dłoni delikatnie i w dobrze znany sposób zasłania mi oczy, a w nozdrza uderzył mi znajomy zapach wody kolońskiej.

- Devine qui c' est – usłyszałam przy uchu szept, pod którego wpływem na moich ustach automatycznie pojawił się szeroki uśmiech.

- Papa! – Nie panując dłużej nad emocjami, gwałtownie się obróciłam, przy okazji uderzając głową w szczękę mojego opiekuna.

- Ajć, Caroline – jęknął, masując delikatnie obolałe miejsce – jeżeli już na powitaniu chcesz mnie powalić takimi ciosami, to aż się boję pomyśleć, co wykombinujesz za godzinę.

 Przestraszona spojrzałam na Adriana, na co on parsknął wesołym śmiechem i nim się obejrzałam, pochwycił mnie w ramiona, uniósł do góry i zaczął okręcać wokół własnej osi, robiąc tym samym niemałe widowisko wśród zabieganych mieszkańców Londynu.

- Papo, na litość Merlina, postaw mnie na ziemi! – Pisnęłam wystraszona. – Przed chwilą musiałam zmagać się ze świstoklikiem! Chyba nie chcesz, by cała ilość jedzenia, jaką do tej pory zdążyłam skonsumować, wylądowała w nieco odmiennej formie na twoim płaszczu.

- Słuszna uwaga.  Kochanie postaw Caroline na ziemi i pozwól mi się z nią przywitać.

 Nawet nie zorientowałam się, kiedy silne ramiona Papy zastąpił delikatny, znajomy uścisk Maman, którego ciepło oraz uczucie miłości z niego wypływające sprawiło, że wszelkie zmartwienia i troski odeszły na drugi plan.

- Vous m' avez manqué, les petits – wymamrotałam w miękki płaszcz opiekunki, na tyle głośno, by oboje byli w stanie usłyszeć moje słowa.

 Uniosłam głowę i spojrzałam w ukochane oczy Lary, w których zalśniły łzy radości i szczęścia. Momentalnie poczułam, że zaraz sama się rozpłaczę, jeżeli nie zmienię jakoś tematu naszej rozmowy.

- My za tobą tęskniliśmy jeszcze bardziej – Adrian delikatnie poczochrał moje wilgotne od londyńskiej mżawki włosy, po czym chwyciwszy z rączkę kufra, gestem głowy pokazał, w jakim kierunku powinnam się udać wraz z nim i Maman. – Mamy niewiele czasu, by się sobą nacieszyć, jednak mam nadzieję, że uda nam się zrealizować wszystko, co z Larą zaplanowaliśmy.

 Wymowne spojrzenie, jakie posłał Maman nie uszło mojej uwadze. Po plecach przeszedł mi podejrzany dreszcz niepokoju.

 Między naszą trójką nastała chwila milczenia, przerywana jedynie odgłosami gwaru ulicznego. Bijąc się z myślami, obserwowałam zupełnie nieznane mi ulice. Musiałam przy tym pilnować, by przypadkiem nie wejść w jedną z licznych kałuż.

 Od czasu do czasu mój wzrok zatrzymywał się na jednej z tysiąca nieznanych mi w tym miejscu osób, która dziwnym trafem miała w sobie coś przyciągającego moją uwagę – czy to pstrokaty szalik, dziwnie ułożona fryzura, haczykowaty nos z wielkim czerwonym pryszczem na samym czubku, czy para fretek w dziwnych ubrankach, prowadzona na smyczy.

- Więc... – zaczęłam niepewnie, ostrożnie analizując w głowie każde słowo, jakie miałam użyć w swojej wypowiedzi. – Dlaczego nie wracamy do Francji? Czy coś... Czy coś się stało?

- W pewnym sensie... – Maman odchrząknęła lekko, unikając celowo spojrzenia mi w oczy. – Zaraz wszystko ci wyjaśnimy.  Właściwie to jesteśmy na miejscu.

 Zdezorientowana zmarszczyłam brwi, próbując ogarnąć wzrokiem kolejną z nieznanych mi ulic. Dla odmiany, nie była ona przeludniona, wręcz przeciwnie – stwierdzenie, że jest to jedna z najbardziej wyludnionych ulic w Londynie, jakie do tej pory zobaczyłam, byłoby jak najbardziej na miejscu.

 Do moich uszu docierał świst wiatru bawiącego się starymi liśćmi, tumanami kurzu i śmieciami pokrywającymi w niektórych miejscach pobliskie chodniki.

 Stare kamienice wyglądały zarazem nudno i majestatycznie. Miałam wrażenie, że ich mieszkańcy są równie nudni jak kolor ścian, na które pomalowano okoliczne budynki.

- Widzisz to okno? – Skierowałam wzrok w kierunku, który Maman starała mi się pokazać palcem; dostrzegłam niczym niewyróżniające się okno, w którym wisiały śnieżnobiałe firanki. – Tam kiedyś był mój pokój. Dwa kolejne okna są z dawnej sypialni moich rodziców.

 Zaskoczona spojrzałam na Larę. Twarz miała smutną, oczy przymknięte. Byłam pewna, że stara się wrócić pamięcią do czasów swojej młodości.
 Nigdy nie miałam okazji wypytać się swoich opiekunów o ich dawne lata życia. Nawet nie dlatego, że był to jakiś temat tabu – po prostu, oni o tym nigdy nie wspominali, a ja nieszczególnie się tym interesowałam. Dlaczego więc teraz postanowiła mi pokazać swój dawny dom?

- Kto tam teraz mieszka?

- Nie mam pojęcia – szepnęła Maman, oczy nadal miała zamknięte.

- A twoi rodzice...

- Nie żyją – dopiero po tych słowach spojrzała mi prosto w oczy swoim zamglonym wzrokiem. – Zabili ich śmierciożercy – dodała praktycznie bezgłośnie.

 Poczułam jak serce podchodzi mi do gardła. Wzmianka o wspólnikach Voldemorta zburzyła cały mój dotychczasowy spokój. Rozejrzałam się, szukając wzrokiem Adriana, jednak nie znalazłam go obok siebie, co jeszcze bardziej zwiększyło moje obawy.

- Spokojnie, zaraz wróci – poczułam jak Lara kładzie mi drążącą dłoń na ramieniu.

 Uniosłam ku niej spojrzenie, a ta kucnęła cały czas spoglądając na mnie wzrokiem pełnym smutku. Mogłam usłyszeć biegające po jej głowie myśli i mocne uderzenia serca.

- Caroline – odezwała się po krótkiej chwili milczenia, ledwo panując nad własnym głosem. – Wiem, że wtedy w sierpniu, po przyjściu do Tulon tego listu z Hogwartu, miałaś do mnie i Adriana żal o to, że nie byliśmy z tobą do końca szczerzy. Niedużo czasu zajęło nam zrozumienie twoich uczuć. Fakt, iż nie wiedzieliśmy, czyim dzieckiem jesteś naprawdę w ogóle nas nie usprawiedliwia. My... po prostu nie wiedzieliśmy jak mamy się do tego zabrać. Nawet nie znaliśmy twojego prawdziwego imienia – urwała, by zetrzeć pierwsze potoki łez spływające po jej zaróżowionych policzkach. – Ale w czasie twoich pierwszych miesięcy nauki w Hogwarcie, podjęliśmy parę ważnych decyzji. Podarujemy ci cząstkę naszej przeszłości. A także przeszłości twoich rodziców. Zasługujesz na poznanie pewnych faktów.

 Nim zdążyłam ubrać własne myśli w słowa, które zapewne nie byłyby wyrazem żadnych życiowych mądrości, usłyszałam głuchy trzask.
 Z ulgą stwierdziłam, że to tylko Adrian aportował się przed sekundą. Chwyciłam go kurczowo za rękę, ciesząc się wewnątrz siebie jak małe dziecko, gdy poczułam, że odwzajemnił uścisk.

- Dlaczego ich zabili?

- W pewnym sensie z mojego powodu – wymamrotał Papa, pustym wzrokiem studiując tańczącą na wietrze plastikową torebkę.

- Adrianie...

- Powinna znać prawdę, Laro – spojrzał smutno na swoją żonę, po czym puścił moją dłoń i przykucnął nad pobliską kałużą. – W czasach swojej nauki w Hogwarcie byłem uczniem Slytherinu. Jakkolwiek źle postrzegają ten dom Gryfoni, Krukoni i Puchoni, nie mieszkali w nim sami maniacy czystej krwi i prześladowcy mugoli. Byli tam też tacy jak ja, dzieciaki, młodzież usiłująca znaleźć swoje miejsce w świecie, mająca własne marzenia, priorytety. Niektórzy byli wyrzutkami. Inni potrafili znaleźć się wśród ludzi z odmiennymi poglądami, aczkolwiek polegało to na zdobyciu pewnego rodzaju popularności.  – Uśmiechnął się pod nosem, wrzucając płaski kamyk do brudnej wody. – Byłem najlepszym graczem w naszej drużynie quidditcha, więc nikt nie mógł mi podskoczyć. Niestety, mojego współlokatora, Severusa Snape’a, traktowano zgoła inaczej...

- Naprawdę dzieliłeś pokój ze Snape'em? – Ze zdumienia prawie zakrztusiłam się zakurzonym powietrzem. – Z tym... gburem?

- Niech zgadnę, uczy cię teraz eliksirów i za nic w świecie nie chce ci postawić najwyższej oceny? – W oczach Papy na krótką chwilę zabłysło rozbawienie. – Czyli nic się nie zmienił. Bo wiesz, w pierwszych latach swojej nauki nie potrafiłem się wybić u profesora Slughorna, który wówczas uczył eliksirów. Severus zaoferował mi swoją pomoc. Nie miałem problemu ze zdobywaniem wiedzy i nauką, dlatego też moje notatki w niedługim czasie z tych prezentujących dosyć prymitywny poziom, stały się dużo, dużo lepsze. Ale mój współlokator, zawsze miał do nich jakieś „ale”. Nigdy moja praca nie była w stu procentach dobra, a ja musiałem się „jeszcze wiele, wiele nauczyć”. Kto by pomyślał, że teraz przeleje swoje metody nauczania na ciebie...

- W dodatku zapewne bardzo przypominasz mu Lily...

 Musiałam zapanować nad sobą, by głośny okrzyk zaskoczenia przypadkiem nie wydarł się z moich ust. Co do tego, jak traktuje mnie na lekcjach profesor Snape, ma moja nieżyjąca Mama?

- To jeszcze bardziej zagmatwana historia – westchnęła Maman – Nie mam pojęcia, jak bardzo moje przypuszczenia były trafne, ale odkąd pamiętam, miałam wrażenie, że twój obecny nauczyciel eliksirów był zadurzony w Lily. Sama wolałam się nie wypytywać twojej matki o szczegóły ich znajomości, zwłaszcza po incydencie na piątym roku, gdy Snape wyzwał Lily od szlam...

 Potarłam ze zdenerwowania skroń, nie mogąc ubrać swoich uczuć w słowa. Jak Snape śmiał w ten sposób obrazić moją Mamę?! Co ona zrobiła mu złego?

- Zanim wyciągniesz jakiekolwiek wnioski – wtrącił się Adrian, jakby czytając mi w myślach – pozwól, że coś wyjaśnię. Jak na początku wspomniałem, w moim domu byli ludzie, którzy chcieli znaleźć swoje miejsce w życiu. Co nie znaczy, że wszyscy odnajdywali je za pierwszym razem. Severus się zagubił. Myślał, że to co wówczas czynił to najlepsze rozwiązanie. Droga do szczęścia. Zaczął coraz bardziej zgłębiać się w czarną magię... Z początku próbowałem go od tego odciągnąć, ale moje starania szły na marne. Najpierw otrzymałem przydomek „tchórza”, który zamienił się na miano „zdrajcy krwi”, gdy zacząłem spotykać się z Larą. Między nami stworzył się mur nie do pokonania, który wzmocnił się jeszcze bardziej, gdy zacząłem spędzać czas w towarzystwie twojego ojca i jego przyjaciół z Gryffindoru. Teraz wiem, że nieświadomie i zupełnie niechcący wbiłem nóż w plecy własnemu współlokatorowi. Byłem jednak zbyt szczęśliwy, by dostrzec własnoręcznie spowodowaną ranę, gdyż sam odnalazłem to czego szukałem – zaśmiał się z goryczą, szybko ocierając wierzchem dłoni dwie samotne łzy znaczące ślad na jego policzkach. – No i przyszło mi później zapłacić za to dosyć wysoką cenę.

 Obserwując jak Maman pokrzepiająco przytula się do mojego opiekuna, zacisnęłam swoje niewielkie dłonie w pięści. W mojej głowie pojawiło się obrzydliwe, krwawe i drastyczne zakończenie całej historii.

- Czy to Snape zabił...

- Nie! – Zaprzeczyła Lara żarliwie, gwałtownie się podnosząc i trochę zbyt mocno unosząc mój podbródek tak, bym mogła spojrzeć jej w oczy. – Cokolwiek teraz sobie myślisz, to nie jest właściwe, Caroline. To nie Severus Snape zamordował twoich rodziców. Dla Voldemorta działało wiele innych osób, zarówno tych, którzy po prostu desperacko walczyli o własne życie sięgając się tak haniebnych czynów, jak i tych najgorszych, pozbawionych nawet najmniejszej iskierki miłości we własnych sercach.

- Ale dlaczego...

- To była po prostu zemsta, Caroline – odpowiedział Adrian, głaszcząc mnie uspokajająco po włosach. – Pamiętasz jak w sierpniu dowiedziałaś się o tym, że wraz z twoimi rodzicami działaliśmy w Zakonie? Myślisz, że moi rówieśnicy, znajomi ze Slytherinu przyjęli ten fakt ze stoickim spokojem? Dla nich to była zdrada, w dodatku jedna z najgorszych! Najpierw zamordowali mojego ojca, który w tamtych czasach mieszkał na południu Francji. Ha, dupki nie mogli nawet jemu darować, wiedzieli jak bardzo byłem do niego przywiązany – Papa ze złością kopnął leżący tuż obok niego podwiędły liść. – Niecały miesiąc później zamordowali rodziców Lary... Zostaliśmy sami, w dodatku nasze misje dla Zakonu Feniksa nie były kaszką z mleczkiem. Każdego dnia groził nam los wszystkich naszych zamordowanych towarzyszy. Ja prawie każde starcie ze śmierciożercami przeżywałem jeszcze boleśniej, bo w większości rozpoznawałem swoich dawnych znajomych. Towarzyszy z drużyny. Tych, z którymi siedziałem w jednej ławce na różnych lekcjach, zdawałem SUMy i Owutemy. Z którymi wspólnie przez siedem lat spożywałem posiłki w Wielkiej Sali.

 Pokręcił szybko głową, jakby mając nadzieję, że tym wszystkim zdoła zmienić swoją przeszłość na lepszą, doda barwy złym wspomnieniom, odbierze im ich brutalność i ból, jakie zadają sercu z każdym swoim powrotem.

- Miałem nadzieję. Nadzieję na to, że się nawrócą. Zrozumieją głupotę własnego postępowania. Wszystko to wyparowało w mgnieniu oka w dniu, gdy zaatakowali mnie i Larę na granicy. Gdy szeroko otwartymi oczami obserwowałem jak jeden z najlepszych znajomych przyczynia się do śmierci mojego nienarodzonego dziecka.

- Jak się nazywał? – Nie miałam pojęcia, czemu akurat to pytanie jako pierwsze się ze mnie wydobyło; poczułam, że zrobiłam jeden wielki nietakt.

- Jego nazwisko czasami trudniej mi wymówić niż imię Sama-Wiesz-Kogo...

 Kiedy wreszcie usłyszałam jak nazywa się morderca dziecka moich opiekunów, miałam wrażenie, jakby ktoś uderzył mnie patelnią w tył głowy. Moje przybrane rodzeństwo zabił Dylan Lizzyl. Ojciec Camerona Lizzyla.

 Ojciec Ślizgona, którego jestem korepetytorką...

~*~
 Mam mieszane uczucia co do tego rozdziału. Wiem, że co niektórym z Was może przeszkadzać zbyt duża ilość dialogów. Niestety, nie miałam pojęcia jak inaczej przedstawić opowieść Adriana. Wyszłam po prostu z wprawy - kilka miesięcy bez pisania robi swoje, chyba nie zaprzeczycie.

 Przy okazji jeszcze raz chciałabym podziękować wszystkim z Was, którzy cierpliwie czekali na ukazanie się tutaj kolejnego rozdziału - nie tylko z resztą z cierpliwość, ale też ciepłe słowa, pamięć i pewnego rodzaju wsparcie duchowe.

 Wiem , że ten rozdział poziomem może przypominać trochę te pierwsze notki. Niemniej, jestem z niego dumna. Niełatwo mi opisywać tego typu relacje, najlepiej czuję się pisząc o grupie młodzieży, ale gdy do akcji w końcu wkraczają starsi ludzie - jest dużo gorzej.

 Za zaległości również przepraszam. Nadrabiam je w ślimaczym tempie, wiem o tym. Niestety, rok szkolny dobiega końca, a ja mam jeszcze tyle spraw do załatwienia (nawet teraz mam na belce spuszczony esej z WOSu i pracę na język niemiecki). Proszę Was o cierpliwość, do każdego wpadnę przeczytać zaległe posty.

 Co jeszcze... Ah tak, narracja - muszę przyznać, że pisząc w czasie przeszłym, notki tworzy mi się znacznie wygodniej i nie mam aż takich trudności z odpowiednim doborem niektórych czasowników. Zaczęłam już poprawiać rozdział pierwszy i już za jakiś czas (nie powiem za jaki, bo bardzo prawdopodobne, że niedługo znów zostanę odcięta od komputera) wszystkie poprzednie notki będę wyglądać tak jak ten obecny.

 Na koniec chciałabym życzyć tutaj powodzenia wszystkim maturzystom. Pokażcie tym egzaminatorom, kto tu rządzi, nie dajcie się tym "cudownym" kluczom odpowiedzi dyktującym jakieś bzdurne warunki. Trzymam za Was kciuki ;)

32 komentarze:

  1. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo się cieszę, że wróciłaś. Okropnie brakowało mi tego opowiadania i Ciebie w blogosferze. :) Ale rozumiem, że każdy może mieć chwilę słabości i trzeba to uszanować.
    Moim zdaniem notka rzeczywiście wygląda lepiej pisana w czasie przeszłym. Strasznie przyjemnie się ją czytało. A że tyle dialogów, to się nie przejmuj, bo przecież inaczej nie dałoby się opisać tych wszystkich wydarzeń, o których mówili Adrian i Lara.
    Podoba mi się postawa Papy Caroline. Pokazał, że nie Dom czyni człowieka iście określonymi schematami. Ktoś może być Ślizgonem, ale to nie oznacza od razu, że będzie wredny, wyrafinowany i wulgarny. Tak samo jest w przypadku innych domów. Neville przecież dopiero gdzieś od czwartej części okazywał swą odwagę. :) Prędzej się z nią krył, co nie oznaczało, że nie nadaje się na mieszkańca tego Domu.
    Caroline musiała przeżyć niezły szok, gdy dowiedziała się, że jej opiekun zamieszkiwał jedno dormitorium ze Snapem. Ja także nie mogłam wyjść z wrażenia. Ach, gdyby tylko ona znała prawdę, co Severus tak naprawdę czuł do Lily... Nie było to zwykłe zadurzenie, ale coś o wieeele większego. :3
    No cóż, notka świetna, ciesze się, że powróciłaś do pisania ^^
    Ściskam,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rety, naprawdę dziękuje :) Przez czas mojej nieobecności i mi brakowało blogow, jednak nie była to aż tak silna tęsknota, bym mogła tu wrócić i dopiero ostatnimi czasy zaczęłam się tu na nowo zadomawiać, a komentarze takie jak Twoje tylko mi w tym pomagają :*
      Ja akurat lubię dialogi, ale wiem że są wśród moich czytelników osoby, które za nimi nie przepadają. Niestety, ale prowadzona narracja tak najlepiej przedstawiła tą opowieść Adriana. Miałam wersję, że o przeszłości opiekuna opowiada sama Caroline, ale wydawała mi się ona nader sztuczna.
      Opowieścią Adriana starałam się rzucić w miarę pozytywny błysk na Dom Węża w moim opowiadaniu. W końcu mój blog. opowiada o życiu praktycznie samych Gryfonów, a w tego typu blogach Slytherin przeważnie jest przedstawiany w czarnych barwach - mi ten schemat niecalkowicie odpowiada.
      Wątek ze Snapem wiem, że zaskakuje. Ogólnie miałam go przedstawić dopiero pod koniec tego opowiadania, ale zorientowałam się, że jest w nim już tyle spraw budzących liczne znaki zapytania u czytelników, że postanowilam wyjaśnić chociaż jeden z nich :)
      Pozdrawiam serdecznie, cieszę się, że się podobało :)

      Usuń
  2. Bardzo się cieszę, że wreszcie wróciłaś z nowym rozdziałem! ;))
    Ja wcale nie uważam go za słaby, choć zdaję sobie sprawę, że po kilku miesiącach bez pisania ciężko na powrót się w tym odnaleźć.
    Dialogów było dużo, to fakt, ale nie odczułam ich jakoś szczególnie, ponieważ nie były to błahe, sielankowe rozmówki między koleżankami, jakich nie lubię, a poważniejsza rozmowa z rodzicami, w dodatku połączona z opowiadaniem historii. Zdziwiło mnie jednak, że nastąpiło to tak szybko. Ledwie przybrani rodzice zobaczyli Caroline po jej powrocie, a już zaczęli jej opowiadać, zanim jeszcze nawet wrócili do domu, tylko ot tak na ulicy, gdzie każdy mógł usłyszeć, poruszali takie tematy.
    Jednak pomijając to, cieszę się, że przybliżyłaś trochę historię rodziców Caro, fajnie, że ją sobie dokładniej przemyślałaś, bo to niewątpliwie ciekawy element opowiadania. W sumie to smutne, że Adrian poróżnił się ze Snapem i innymi znajomymi i zmuszony był walczyć przeciwko nim, ale tak to jest, kiedy ludzie wybierają różne drogi życiowe i lądują po przeciwnych stronach barykady.
    Wyjaśniłaś też pokrótce wcześniejsze opuszczenie szkoły przez Harry'ego, Ginny i resztę. Fajnie połączyłaś to z kanonem, z momentem, kiedy Harry miał ten sen, ale Caro przecież nie siedzi mu w głowie i nie zna szczegółów. Naprawdę fajnie oddajesz jej punkt widzenia.
    Ogólnie mi się podobało i życzę weny, aby już wkrótce powstał kolejny rozdział ;)).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak obiecywałam, tak zrobiłam :) Faktycznie, tydzień temu ciężko mi było zacząć, ale nie można tego porównać z czasem, gdy miesiąc temu próbowałam właściwie na siłę coś stworzyć.
      Odnośnie rozdziału,byłam właśnie ciekawa jak przyjmiesz taką ilość dialogów :) spokojnie, staram się unikać jakiś sielankowych rozmów o tym co kto jadł na śniadanie, jaką szatę ubierze na kolejne wyjście do Hogsmeade itp.
      Jeżeli chodzi o przedstawienie historii Adriana, mialam jeszcze wersję, że opowiada o tym sama Caroline, ale wyszło to beznadziejnie.
      Co do faktu, który cię zaskoczył - rozdział szesnasty wyszedł trochę długi, dlatego podzielilam go na dwie części. Pierwotnie miał on nie zawierać tych wspomnień Adriana, gdyż wątek Snape‘a chciałam wyjaśnić dużo później, jednak ostatecznie zmieniłam plany. Opisu świąt nie będzie w tej części opowiadania, gdyż nie byłoby co tu opisywać - przenioslam go do drugiej części, gdy już Harry wie, że Caroline jest jego siostrą i mogłabym stworzyć jakąś konkretną notkę, a nie jakąś zapchajdziurę o tym jak Caroline z opiekunami spedza święta w Wielkiej Brytanii. Więc ten rozdział to takie wyjaśnienie pewnych wątków, w drugiej części zostanie wyjaśnione czemu Lara i Adrian zdecydowali się nie spędzać świąt w Tulon.
      Adriana i Severusa poroznila sprawa związana z Voldemortem. Z resztą opiekun Caroline ma zupełnie inny charakter niż Snape, nie był również dreczony przez Jamesa i Huncwotów i wyrobił sobie określoną pozycję “towarzyską“.
      Wątek z kanonu postanowiłam przedstawić tym razem krótko, w końcu to opowiadanie o Caroline, nie chciałam już jej do tego wciągać, to by było nader podejrzane.
      Kolejna cześć jest już w połowie napisana, jednak skończę ją dopiero gdy zakoncze bitwę z tym nieszczesnym esejem :)

      Usuń
  3. Szczerze Ci powiem, że mam już trochę zaległości na blogach i zazwyczaj czytam je po kolei, czyli najszybciej czytam ten, co ma wcześniejsza datę publikacji, ale teraz było inaczej. Masz najpóźniejszą datę, a czytam jako pierwsze, bo strasznie się cieszyłam, że wstawiłaś nowy rozdział ;)
    Cieszę się, że wprowadzasz wątek przeszłości opiekunów Caroline. Nie tylko dlatego, że to ma jakikolwiek związek także z teraźniejszością, ale dlatego, że tym gestem pokazują, że zależy im na Caro i że chcą dzielić z nią cały swój świat. Przy okazji tłumacząc jej czemu nie interesowali się kim tak naprawdę jest córką. Zgrabnie Ci to wyszło i wcale się nie gniewam, że dużą liczbę dialogów. Dopełniłaś je opisami i to bardzo dobrymi.
    Oh ten Severus. Tutaj mnie zaskoczyłaś. Ma podwójny powód, by "mścić" się na Caroline za pomocą ocen. Cieszę się, że wprowadziłaś go w historię jej opiekunów. Teraz i Caro i Harry mają coś z nim wspólnego ^^
    Zaskoczyłaś także pozytywnie tym, że "tata" Caro był Ślizgonem. Dobrym Ślizgonem. Ja zawsze wiedziała, że tam też są normalni ludzie, ale jest im naprawdę ciężko przy tych oszołomach. Pokazuje to kreując w swoim opowiadaniu Dracona tak, a nie inaczej ;) Niestety musiał zapłacić za to wysoką cenę, niestety. Czarna magia ogarnęła mózg tych oszołomom :D
    Tak to prawda, Snape był zaguniony w czasach nauki w Hogwarcie. Podejrzewa też, że wpływ na decyzję służenia Voldemortowi miał JAmes i reszta Huncotów. Chciał im pokazać kto tak naprawdę tutaj rządzi. Na szczęscie wybrał dobrą drogę życia, ratując przy tym wiele osób no i cały czas magiczny (ale wyprzedzam fakty ^^)
    Pierwszy fragment utwierdza mnie w przekonaniu, że Caro widziała atak na Artura Wealeya. CAła rodzina wróciła najszybciej jak się dało do domu. Szkoda tylko, że dziewczyna nie jest na tyle blisko, by od razu dowiedzieć się o tym przykrym wydarzeniu. Widać, żę martwiła się całą noc. Z drugiej strony nie przeszkadzajmy jej we wspomnieniach jej opiekunów. NA chwilę oderwie się od rzeczywistości. Ale czy oby na pewno, gdy w opowiadaniach ciągle przewija się Voldemort?
    A i znakomicie opisuje uczucia Caro. Zapadło mi w pamięć zwłaszcza gula w gardle, gdy opiekunowie wspomnieli o Voldemorcie.
    Ale się rozpisałam. O mateńko !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej, to chyba powinnam czuć się zaszczycona Twoimi szybkimi odwiedzinami u mnie (nawiasem mówiąc, właśnie wybierałam się do Ciebie na bloga, ale mnie uprzedziłas z komentarzem :)).
      Muszę przyznać, że trochę bałam się tego rozdziału. Zaczęłam go pisać jeszcze w marcu i pierwotnie wyglądał on w mojej głowie zupełnie inaczej, na przykład nie zawierał tej opowieści Adriana, gdyż wątek Snape‘a miałam wyjaśnić pod koniec opowiadania. Ale w końcu doszłam do wniosku, iż najwyższy czas zacząć wyjaśniać pewne fakty.
      Opiekunom rzeczywiście zależy na Caroline - w końcu po śmierci ich nienarodzonego dziecka jej pojawienie się było tzw darem z nieba.
      O tym, że Adrian jest Slizgonem Caro dowiedziała się od Malfoya przed tym jak została ukarana przez Umbridge. Ale dopiero opowieść Papy wyjaśniła jej co niektóre wątpliwości. Ja osobiście nie brzydzę się Slytherinem i mimo że piszę praktycznie gryfońskie opowiadanie to nie chcę tego domu przedstawiać w samych czarnych barwach.
      Na decyzję Severusa o pracy dla Voldemorta z pewnością mieli wpływ Huncwoci. Jednak Caroline póki co nie wie, że James niewłaściwie traktował Snapea w przeszłości.
      Pierwszy fragment rzeczywiście jest nawiazaniem do kanonu. Krótkim, Caro nie ma pojęcia co się tak naprawdę wydarzyło, ale jednak ukazujacym pewną wieź dziewczyny z bratem.
      Póki co akcja toczy się w piątej części i Voldemort jest bardziej skupiony na nękaniu umysłu Harry‘ego. Nie wszyscy jeszcze nawet wierzą w jego powrót.
      Cieszę się, że Ci się podobało :*

      Usuń
    2. Ja zawsze jakimś dziwnym trafem Cie wyprzedzam w komentowaniu :D haha ;D
      Nie ma czego się bać, wyszedł świetnie. Jedyną wadę jest długość, ale w twoim przypadku wolałam szybciej rozdział niż długi ;)
      Tez tak własnie pomyślałam. Caroline była dla jej opiekunów darem od Boga.
      Ja wiem, że Caro dowiedziała się o tym, że Adrian jest Ślizgonem, ale myślałam, ż eto jakaś gierka z jego strony, a nie prawda. JA też się nie brzydzę Slytherinem, mój Draco jest chyba najlepszym na to przykładem ;D Tylko Caroline nieźle musiała się załamać, wiedząc, że pomaga chłopakowi, którego rodzice zabili jej dalszą rodzinę, krzywdząc przy tym jej opiekunów. Jestem ciekawa jak ona to rozegra, ale ona jest mądrą dziewczynką i raczej raczej nie będzie tego chłopaka za to obwiniać.
      Voldzio rośnie w siłę i to mi się wcale nie podoba.

      Usuń
    3. Nie "dziwnym trafem", bo prawda jest taka, że ja w czasie roku szkolnego bardzo żadko bywam w blogsferze ;) podejrzewam, że w te wakacje też nie będzie lepiej, bo jeden miesiąc spędze na pracach w ogrodzie i opieką nad babcią-rekonwalescentką, a w drugim to praktycznie nie będzie mnie w Polsce.
      Długość standardowa - 7 stron w Wordzie - poza tym to jest pierwsza część 16. rozdziału^^
      No cóż, Caro rzeczywiście mogła nowinę Malfoya o jej opiekunie potraktować jako jeden wielki żart. No tak, Twój Draco rzeczywiście odbiega od tego książkowego ideału Ślizgona i pokazuje, że nawet nieodpowiednie ideały w rodzinie nie muszą decydowac o charakterze danej osoby.
      Ja jednak jezeli chodzi o zachowanie młodego Malfoya to będę trzymac sie kanonu, jednak będę stosowac inne tricki, by pokazać, że nie jestem czysto przeciw Slytherinowi ;)
      Reakcję Caroline przedstawię już w drugiej cześci tego rozdziału, a potem w przyszłych notkach pokażę jej relacje z pierwszoroczniakiem. ;)

      Usuń
  4. cieszę się, że wróciłaś! Twoje opowiadanie jest takie fajne, że nawet starszą siostrę wciągnęłam... ( hmm... ona nie przepada za ff ) :D ale jesteś tak świetna że no cówż.. :) Podobało mi się spotkanie z opiekunami :) Tylko, że tak się troszeczkę zdziwiłam, że w sumie Caro tak jakoś dziwnie się zachowała... Ja rozumiem że jej rodzice nie zyją, ale przecież wychowywał ją kto inny... Świetne zagranie z Cameronem... Będzie się działo! :D
    Pozdrawiam i życze dużo, dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach.. i jeszcze coś :D Faktycznie styl delikatnie się rózni, ale nie powiem, że to źle. Podoba mi się więcej dialogów, ale opisy też powinnaś dokładniejsze robić. Nie uważam się za eksperta, bo sama sie uczę i również mam z wieloma rzeczami problemy, ale trochę zabrakło mi opisów. Co nie zmienia faktu, że w czasie przeszłym o wiele lepiej mi się czyta, a tobie najwyraxniej pisze :D Pozdrawiam jeszcze raz i mam nadzieję, że już nie znikniesz :D

      Usuń
    2. Haha, dziękuje Deano za tak radosne i ciepłe słowa. Mam nadzieję, że mimo niechęci Twojej siostry do ff, zyskałam u niej jakiegoś plusa :)
      Co do Caro... no cóż, cała jej sytuacja jest dziwna, więc i jej zachowanie czasami nie jest normalne.
      A postać Camerona postanowiłam trochę urozmaicić, nie będzie występować zbyt często w opowiadaniu, ale jakieś piętno na historii odcisnąć musi, zwłaszcza że to moja autorska postać :D

      Usuń
    3. Co do opisów jeszcze, w tym rozdziale opisywać nie było za bardzo co, zwłaszcza że Caroline praktycznie cały czas była w jakimś towarzystwie. Tak czy siak, dziękuję za opinię, postaram się poprawić pod tym względem, nie wiem czy w kolejnym poście, ale mam nadzieję, że z rozdziału na rozdział będę robić większe postępy. :)

      Usuń
    4. co do opisów to oczywiście rozumiem :D Faktyznie trudno coś tu wpleść, ale mimo to miałam jak sobie to wszystko wyobrazić. To jest wystarczające :D Zyskałaś plusa??? Żartujesz? Jak jej przesłałam link to się oderwać nie mogła! :D A tak po za tym, to czy mówiłam Ci, że dziewczyna wcielająca się w bohaterach jest idealna? Nie? No to Ci mówię :D Jeszcze gdy zaczynałam opowiadanie nie pasowała mi zbytnio, ale teraz musze przyznać, że jakoś dziwnie jej obraz z zakładki "Bohaterowie" sam mi się juz do głowy wciska, a zdaża się to rzadko :)

      Usuń
    5. Moim zdaniem opisy najłatwiej pisać, gdy używa się narracji trzecioosobowej. Pisząc w pierwszej, jeżeli chodzi o opisy to przeważają te dotyczące przeżyć wewnętrznych.
      To cieszę się, że trafiłam w gust siostry, możesz ją ode mnie pozdrowić :D
      Do postaci autorskich starałam się jak najlepiej dobrac zdjęcia. I szczerze sama nie wyobrażam sobie, by Caroline kto inny niż Karen Gillan uzyczał twarzy :)

      Usuń
  5. Przeczytałam cały rozdział, całkiem mi się podoba ale włączyła mi się taka opcja która kieruje w dół, w górę itp. Strasznie mnie to irytowało, potem nacisnęłam coś i się wyłączyło(ufff!!!!) Teraz, wracając do opowiadania, fajnie opisałaś uczucia Lary, jej smutek i to jak objęła Caroline. Cieszę się ,że wróciłaś!!! Mam nadzieję ,że notki będą ukazywać się teraz częściej :)
    Pozdrawiam i życzę ci weny ;)
    ps nie umiałam się wysłowić z irytującą kontrolką (?!?)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Katniss, niestety nie miałam nigdy podobnych problemów do Twoich, wszystko na moim blogu działa u mnie na komputerze i w telefonie ok, więc nie mogę dać Ci żadnej rady. Niemniej dobrze, że wszystko się naprawilo. I cieszę się, że rozdział się podoba. Czy notki będą ukazywać się częściej? Cóż, na pewno nie będzie trzeba czekać na nie kilka miesięcy :)
      Pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń
  6. Och, chyba nie będziesz miała mi za złe, że nie skomentowałam Twojego "komunikatu"?
    Nadszedł upragniony dzień! W końcu Anastasia dodała kolejną część! Radujcie się ludi i nie-ludy, bowiem dzień szczęśliwy nadszedł!
    Dobra, gadam bez sensu.
    Jestem niezmiernie zadowolona, że powróciłaś do pisania (w ogóle kiedykolwiek przestałaś?). Tym bardziej, że zaczęłaś pisać w czasie przeszłym. Czas teraźniejszy to skok do głębokiej wody. Poza tym, łatwiej się czyta opowiadania w czasie przeszłym. Bynajmniej mi.
    Od ostatniej części minęło prawie pół roku. Za niedługo minie rok, odkąd zaczęłaś publikować swoją historię. Więc bierz się do roboty i zacznij pisać, bo 16 rozdziałów (+prolog i niektóre rozdziały są podzielone na części) to stanowczo za mało! D o r o b o t y!
    Zadająca mocny kopniak w tyłek z uśmiechem
    Tośka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, oj Tośka, Twój komentarz aż motywuje mnie do dalszych działań :D
      Rety, faktycznie to tak szybko zlecialo... Spokojnie, do 17 lipca - czyli pierwszych urodzin bloga - zostanie opublikowanych jeszcze trochę notek. Na razie marzę, by dożyć drugiej połowy czerwca, gdy już będę miała wystawione proponowane oceny i sprawdzone próbne matury, które będę pisać po 20 maja :)
      Nie gniewam się za nie skomentowanie “komunikatów“ niemniej cieszę się, że nadal jesteś tutaj ze mną :*
      I proszę nie kopac, gdyż mój tyłek jest nawiedzany przez potworne bóle po ostatniej wycieczce rowerowej :D

      Usuń
  7. Kurczę, nawet nie wiesz jak bardzo się ucieszyłam, kiedy zobaczyłam wczoraj ten rozdział! Przez pierwsze kilka minut szczerzyłam zęby sama do siebie myśląc "Anastasia wróciła, Anastasia wróciła, CARO wróciła!." Muszę przyznać, iż pierwszoosobówka w czasie przeszłym wychodzi Ci równie dobrze, jak ta w teraźniejszym, którą posługiwałaś się wcześniej. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się tego, że Caro spędzi święta ze swoimi rodzicami, ale chyba naczytałam się zbyt dużo Fanficków Potterowskich o czasach Harry'ego, gdzie niemal każdy bohater był powiązany z Zakonem i spędzał święta w Kwaterze Głównej, ale zdałam sobie sprawę, że Caro nie ma o niej pojęcia, w końcu przybrani rodzice nie powiedzieli jej o Syriuszu i nadal łudzę się nadzieją, iż Caro będzie miała okazję się z nim spotkać, niemniej jednak, bardzo raduje mnie fakt, że rudowłosa postanowiła spędzić ferie w towarzystwie swoich opiekunów, którzy naprawdę zaskoczyli mnie swoją postawą! To dobrze, że nadal wspierają swoją córkę, że nie zostawili jej samej ze swoimi problemami, uśmiechałam się od ucha do ucha kiedy Caroline witała się z matką i ojcem, zwłaszcza z Papą :D Zazdroszczę dziewczynie, że ma z nimi tak wspaniałe relacje, a im samym, nie dziwię się, że tak bardzo ją kochają.
    Ave Anastasia! Cieszę się, że w końcu ktoś poruszył motyw dobrych Ślizgonów i podziwiam tatę Caroline za to, że odważył się walczyć przeciwko swoim przyjaciołom, nie poddał się ich ideom, że zawarł znajomość z Huncwotami (wreszcie dowiedziałam się dlaczego w bodajże pierwszym rozdziale Adrian powiedział "oczy Rogacza" na widok tęczówek Caro, zastanawiało mnie skąd taki Francuz znał Jamesa i Lily), najbardziej martwi mnie jednak to, że nie reagował kiedy jego rzekomi przyjaciele dręczyli Severusa, który także był jego dobrym kolegą.
    W ogóle sądziłam, iż Severus tak traktuje Caroline, ponieważ przypominała mu Lily, a tu proszę jaka niespodzianka! Pewnie myśli, że Caroline ma taki słomiany zapał do eliksirów jak jej przybrany ojciec :)
    Zastanawiam się jak będą teraz wyglądały relacje Caroline z Cameronem, ciekawi mnie także, czy Lizzyl wiedział o przeszłości swojego ojca (czyżby wsadzili go do Azkabanu? To wyjaśniałoby dlaczego chłopakiem opiekuje się starszy brat) i o pochodzeniu dziewczyny.
    Pozdrawiam i życzę weny;*

    OdpowiedzUsuń
  8. B. fajny ten rozdział ;* Czekanie się opłaciło :) Tą opowieść Adriana świetnie opisałaś, nie spodziewałam się że takie mogły być ich losy, ale dobrze że je opisałaś ;) Ciekawe co zrobi Caroline z wiadomością, że to ojciec Camerona zabił jej przyrodniego brata lub siostrę. :) Cieszę się że wróciłaś ;*
    Pozdrawiam i życzę weny ;* ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje,cieszę się, że Ci się spodobało. Taka skrócona reakcja Caroline będzie przedstawiona w drugiej części tego rozdziału. A jej stosunki z pierwszoroczniakiem trochę później opiszę, bo Caro napewno nie zostawi tej sprawy w spokoju.

      Usuń
  9. no i jestem. ogólnie, to pomysł z siostrą Harry'ego Pottera jest dość popularny. ja sama kiedyś chciałam dodać do jednego z moich opowiadać Evangelinę ^^ ale u Ciebie jest zupełnie inaczej. dziewczyna musi się ukrywać i nie jest dodatkiem do złotego trio. Za to masz ogromnego plusika :)
    powiem Ci szczerze, że widać różnicę między pierwszymi rozdziałami a najnowszymi. Twój styl się poprawia i to jest super! opisy są coraz barwniejsze, dialogi ciekawsze. No i jest więcej emocji!
    A co do tego rozdziału: zaciekawiło mnie to, ze opiekun Carolain znał Severusa i byli ze sobą w dość dobrych stosunkach. Dziwię się tylko, że mężczyzna nie zareagował jakoś na to, że Snape chce dołączyć do śmierciożerców. Bo wydaje mi się że raczej powinien coś podejrzewać.
    Zainteresowałaś mnie dlatego będę wpadać :)

    OdpowiedzUsuń
  10. W końcu i jestem u ciebie, chciałam skomentować już wczoraj, ale byłam tak zmęczona, że wolałam nie ryzykować nieskładnego komentarza.
    Muszę powiedzieć, że zmiana czasu narracji wyszła ci bardzo dobrze. Ja ogólnie wolę czas przeszły, zresztą wierzę, że łatwiej ci się tak piszę, ponieważ przy czasie teraźniejszym trzeba sporo pomyśleć i czasem czasowniki są zmorą.
    Co do rozdziału, to był całkiem dobry, przerwy są dobre i sądzę, że niebawem poziom tekstu przebije ostatnie rozdziały, które publikowałaś.
    O, końcówką to mnie całkiem zaskoczyłaś. Można by powiedzieć, że świat jest mały, ale jakby na to nie patrzeć, to społeczność czarodziejów nie jest znów taka wielka. Zastanawiam się, czy ta wiadomość o tożsamości zabójcy dziecka Adriana i Lary jakoś wpłynie na Caroline. Z jednej strony dzieci nie powinny ponosić odpowiedzialności za czyny rodziców, ale z drugiej człowiek różnie reaguje w tak bardzo poruszających i emocjonalnych momentach.
    Ja tam nie rozumiem ludzi, którzy wszystkich Ślizgonów wrzucają do jednego worka, bo są be i tyle. Przecież każdy człowiek jest inny i tak powinno się go postrzegać. W końcu Puchon czy Krukon też mogą zejść na złą drogę.
    Ogólnie podobała mi się smutna historia z przeszłości opiekunów Caroline, ale nie rozumiem, dlaczego wszystko opowiadali jej na dworze, gdzie to każdy mógł ich podsłuchać lub coś. Takie mało to praktyczne w tych niepewnych czasach.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Jako iż mam maturkę dopiero o 14, to postanowiłam spożytkować ten czas i wpaść do Ciebie ^^
    I nie żałuję, bo naprawdę bardzo dobrze czytało się ten rozdział! Narzekasz, że masz co do niego mieszane uczucia, ale tak naprawdę był bardzo dobry. Serio, nie wiem czemu, ale miałam wrażenie, że ta przerwa bardzo Ci się przydała. Jak tak czytałam, to towarzyszyło mi poczucie, że to chyba jest jeden z najlepszych rozdziałów na Twoim blogu. Może się mylę, ale nie sądzę. Po prostu ja tak czuję, to moja i tylko moja opinia.
    Może i nie było dużo opisów, ale właśnie na tym polega wyjawianie przez kogoś o czymś prawdy, że trzeba dużo dialogów do tego napisać. A Tobie dialogi naprawdę świetnie wychodzą. A przynajmniej te mi się niesamowicie podobały. I tutaj także tak mi się wydawało, że są bardziej zrozumiałe niż poprzednie. W ogóle czuć ten ład, harmonię panującą w tekście, w wykreowanym świecie.
    Jak dla mnie jest to całkowicie pozytywny efekt, który udało Ci się osiągnąć. I skoro po długiej przerwie i nie pisaniu przez ten czas Ty prezentujesz coś, co ma taki poziom, to aż się boję, co będzie dalej. Co Ty? Mickiewicza chcesz prześcignąć? Nie no, jego się nie da, przepraszam, że to mówię, ale się nie da xd
    Tak czy inaczej wiesz, co mi się najbardziej spodobało? Że dziewczyna uczy tego, którego ojciec zabił dziecko jej przybranych rodziców. Z tym, że Cameron wydaje się być naprawdę daleki od tych, którzy mają hopla na punkcie czystości krwi. Jest zupełnie inny, widać to było, gdy po raz pierwszy napisałaś o nim rozdział. Może więc Caroline będzie miała za zadanie sprawić, by chłopak ten nie dał się omamić i pozostał czysty duszą, a nie zabrudził jej złem i niegodziwością tylko dlatego, że jego brat go do tego zmusi? Może to jest jej główne zadanie? Przyznam szczerze, że mi by się to podobało, bo walka o duszę jest równie ciężka i wymagająca, co np walka o horkruksy. Tak według mojego rozumowania...
    No dobra, ja kończę, bo jednak przydałoby sie chociaż o motywach coś poczytać.
    Tak więc życzę dużo weny, pozdrawiam serdecznie i czekam na więcej! ^^

    OdpowiedzUsuń
  12. Ha jest nowy rozdział co bardzo mnie cieszy. W zasadzie to ja lubię jak jest dużo dialogów więc jak dla mnie jest ich trochę mniej niż bym chciała, ale są też tacy co ich wgl nie lubią więc myślę że jest idealnie. No oczywiście mógłby być trochę dłuższy, ale wiem jak ciężko jest wrócić po przerwie moja trwała, bo ja wiem 3 tygodnie i ciężko było mi wrócić co dopiero Tobie. Co do rozdziału jeszcze to wiem jak głupio się opisuje relacje z rodzicami opiekunami czy właśnie po prostu z osobami dorosłymi, ale poradziłaś sobie świetnie, zresztą jak zawsze. Oby tak dalej! Czekam na następny rozdział.
    Pozdrawiam;*

    OdpowiedzUsuń
  13. Ojejejej nowy rozdział <3. Przepraszam, że dopiero teraz się za to biorę, ale nie było mnie przez jakiś czas. Rozdział cudowny, cieszę się, że mimo wszystko piszesz w pierwszej osobie, łatwiej się wczuć w sytuację Caroline. Zaskoczyłaś mnie, najpierw z historią opiekunów i Cameronem. Ale zastanawia mnie również Juliette, co ona ukrywa? Dla mnie jest ona zagadką. Mam nadzieję, że fdaktycznie skrywa jakiś sekret. Mało o niej wiemy. Czekam na następny i życzę Weny Kochana ;**. Piszesz cudownie!
    Pozdrawiam,
    Honeyed Girl.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chowam zadnych uraz, sama ostatnio stosunkoworzadko bywam w blogsferze, ważne że wpadlaś, przeczytałaś i że Ci się podobało :)
      O, widzę że ktoś w końcu zaczyna dostrzegać nietypowe zachowanie współlokatorki Caro - to bardzo dobrze, ponieważ Juliette rzeczywiście skrywa pewien sekret. Jednak zostanie on wyjawiony dopiero w drugiej części tego opowiadania.
      Również pozdrawiam :)

      Usuń
  14. Hej :) Znalazłam twój blog i od razu wiedziałam, że będzie świetny.
    Polecałaś najpierw żeby wejśc w zakładkę informację, po przeczytaniu jej ucieszyłam się bardzo po słowach " będą trzy części ".
    Wieczorem wczoraj zaczęłam czytac i tak mnie wciągnęło, że nie mogłam przestac. W końcu mama mnie z komputera zwaliła i tak 2 rozdziały nie doczytałam, dopiero dzisiaj rano :) Zawsze jak śledzę tekst wzrokiem i za raz jest scena z Harrym to mnie aż ciarki przechodzą co się wydarzy, może znowu to przeczucie, to jest piękne co ty wymyślasz. Tak bardzo ładnie układasz zdania. Jeszcze jak głupia się ucieszyłam że siostra Harry'ego ma imię moje tylko po angielsku ( głupia ja ) ^^ . Ciekawi mnie co teraz będzie, jak Caroline będzie zachowywac się w stosunku do Camerona? Mam jeszcze jedno takie pytanie, czy Harry za niedługo dowie się, że ma siostrę ?
    Jeszcze raz chce Ci powiedziec, że wspaniale piszesz i tak ładnie i starannie dobierasz zdania. Życzę Ci żebyś miała dużoo weny i jak najlepszych pomysłów. Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ;)
      Z tymi trzema cześciami teraz nie wiem czy to w 100% wypali, bo w czerwcu 2014 roku znikam z blogsfery na rok i chciałabym do tego czasu zakończyć tego bloga. Dwie części są pewne, ale ta ostatnia... to nie wiem.
      Sceny z Harry domyslam się, że są przejmujace, w końcu każdy czytelnik wie, kim tak naprawdę jest Caro i obserwuje, kiedy to cała prawda wyjdzie na jaw ;)
      Reakcję Caroline przedstwie juz w drugiej cześci tego rozdziału, a jej relacje z młodym Ślizgonem będą po trochu opisywane w przyszłych notkach ;)
      Hryy dowie się prawdy o Caroline pod sam koniec pierwszej cześci opowiadania - tyle moge wyjawić. Biorac pod uwage fakt, że niezbyt regularnie dodaje notki, nie moge czasowo sprecyzowac, kiedy to nastąpi. Chciałabym jednak do pierwszych urodzin tego bloga (sa one 17 lipca) zakończyc pierwszą część, może mi się to uda?...
      Dziękuje i pozdrawiam ;)

      Usuń
    2. To jest świetne!!!
      Nie mogę sie doczekać kolejnych rozdziałów mam nadzieję ż eszybko je dodasz !!!!! :]

      Usuń
    3. Cieszę się, że Ci się podoba. Nie wiem czy dam radę, ale postaram się opublikować notkę do końca tego tygodnia :)

      Usuń
  15. Jedna dziewczyna, dwa oblicza, jedna przeprowadzka, jeden chłopak, pięciu przyjaciół , jeden las ,jedna miłość , jedna rodzina , dwa wpojenia , siedem wampirów , jedna śmierć ,jedno odrodzenie

    16-letnia Alex jest kimś więcej niż człowiekiem, Zakocha się w chłopaku innej rasy jak to się potoczy dowiecie się czytając mojego bloga start już 1 czerwca
    ZAPRASZAM!!!

    OdpowiedzUsuń

Harry Potter Broom

Obserwatorzy